środa, 5 lutego 2014

Rozdział I

Jechała autobusem. Słuchawki na uszach. Nie chciała słyszeć ludzi. Ludzi i ich problemów. Ciągłego krzyku rozpaczy. Nie dostrzegała bólu świata. Niestety była też ślepa na jego radości. Śmiech. Łzy szczęścia. Przyjaźń. Ona nie miała przyjaciółek. Nie znała czegoś takiego. Jej macocha zawsze jej mówiła, że to jej wina. Tylko jej. Po prostu była żałosna, głupia, nielojalna, fałszywa. Jednak już nie musi się nią przejmować.Jej już  nie ma. Zniknęła. Teraz jest spokój. Jakby. Miła kiedyś przyjaciółkę, ale ta odeszła. Tam jest szczęśliwa. Autobus zatrzymał się na jej przystanku. Wysiadła. Musiała iść do biblioteki by oddać książki. Miała zamiar wypożyczyć jakąś dobrą fantastykę. Powoli zmierzała w stronę budynku. Czuła, że odmarzają jej palce u rąk. Zima. Nienawidziła zimiy. W niej też aktualnie panowała zima. Nic nie mogła na to poradzić. Nic nie mogła poradzić, że łzy same cisnęły się jej na oczy. Nic nie mogła poradzić, że właśnie zobaczyła obściskującą się parę. Nienawidziła jak ktoś obściskiwał się na ulicy. To było chore. Chore i niemoralne względem osób samotnych. Względem niej. Weszła do budynku. Zdjęła rękawiczki i potarła ręce o siebie. Trochę lepiej. Podeszła do lady.
-Dzień Dobry. Chciałabym oddać książki.-powiedziała kładąc na blat przeczytane już książki.
-Dzień Dobry. Poproszę kartę.
Podała mu kartę i poszła w stronę regałów. Minęła półkę z romansami i literaturą dla młodzieży. Nie znosiła ich. Gówna, a nie książki. Tego szajsu po prostu się czytać nie dało. Fantastyka to jest coś. Tolkien, Trudi Canavan, Lewis. Lubiła też Rowling i King'a.  To było coś. To była jej inspiracja. Jej zajęcie. Jej sposób na życie. Sapkowski też zły nie był. Podeszła do półki. Wiedziała co chce wypożyczyć. Złapała "Dzieci Hurina"  i ruszyła z powrotem do mężczyzny, który stał za ladą. Pokazał mu książkę. Wpisał ją w rejestr i oddał jej kartę. Ruszyła w stronę drzwi.
-Zaczekaj!!
Ktoś do niej krzyknął. Po głosie można było stwierdzić, że to chłopak. Westchnęła i spuściła głowę. Od jakiegoś czasu nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Z nikim. Całkowicie zamknęła się w sobie. Powoli się odwróciła. W jej stronę szedł przystojny brunet. Przystojny to mało powiedziane. Był po prostu w jej guście. Ale co od niej chciał?
-Wypadło Ci.-uśmiechnął się i podał jej notes.
Był to jej notes. Jej Death Notes. Tak go sobie nazywała. Były tam wszystkie jej przemyślenia. Jej rysunki. Jej wiersze. Jej krótkie opowiadania na tematy przeróżne. Była tam nawet jej krew. Miała nadzieję, że ten chłopak nie zajrzał do niego. Miała nadzieję, że nie był on z rodzaju tych chamskich. Jednak jeśli jest w bibliotece to może należy do tych nielicznych, którzy mają mózg.
-Dziękuję Ci bardzo. Nie zauważyłam.-mimo wszystko odwzajemniła uśmiech i odebrała swoją własność.
Pierwszy raz od jakiegoś czasu uśmiechnęła się. Gdyby ktoś z jej rodzinny to zauważył byłby z niej dumny. Szczególnie Tom, który się tak o nią martwi. Chyba czas z nim porozmawiać. Już miała się odwracać kiedy chłopak się przedstawił.
-Jestem Nathan.
-Ja natomiast jestem Alicja.
-Alicja?
-Alice.
Sama nie wiedziała kiedy skierowali się razem w stronę drzwi. Zaczęli rozmowę, która w ogóle się zacząć nie powinna. Miała już nie poznawać nowych ludzi, żeby potem ich nie tracić. Jej serce i tak już było roztrzaskane na miliony małych kawałeczków.
-Nie jesteś z Anglii prawda?
-Nie. Jestem z Polski. Dlatego Alicja, po mojej prababci. Jednak jeżeli chcesz mów mi Alice. -poradziła.
-Nie. Alicja brzmi o wiele ładniej. Poza tym pasuje do Ciebie.  Wyglądasz jak zaczarowana. Jak Alicja z Krainy Czarów. Jesteś czarodziejką?- spojrzał podejrzliwie, ale szeroko się uśmiechał.
-Nie-zaśmiała się.-A czemu pytasz?
-Nic nic....
-Ej no! Nienawidzę jak ktoś zaczyn i nie kończy.
-Ale ja nie zacząłem.-zamrugał niewinnie.
-Jesteś niemożliwy.-znów się zaśmiała.
Staneli na przystanku. Okazał się, że jadą tym samym autobusem. Stali na przystanku śmiejąc się i żartując. Nagle zapadła krępująca cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Jednak nie przeszkadzało im to. Było im dobrze razem nawet w ciszy. Alicja już od dawna się tak nie czuła. Czuła, że jest to początek pięknej przyjaźni. Wierzyła, że istnieje coś takiego jak przyjaźń damsko-męska. Kiedyś już takiej doświadczyła. Niestety był to fałszywy przyjaciel.
-Kurdę... Zapomniałam czapki. Pięknie. Zaraz mi uszy odmarzną. Alicja tylko Ty tak potrafisz.-mruknęła sama do siebie.
-Co tam mruczysz piękna?-zapytał wciskając jej na głowę swoją czapkę.
-No wiesz co? Nie musiałeś. Za nierozwagę się płaci. Tak jak na przykład Ikar...
-Al załóżmy, że mam niszy iloraz inteligencji od Ciebie.-zaśmiał się.
-Al?-uniosła brwi.
-Kompromisowo. A jak zdejmiesz tą czapkę z głowy to Ci ją wsadzę gdzie indziej...-odparł stanowczo.
Westchnęła zrezygnowana. Wsadziła ręce do kieszeni bo czuła, iż znowu jej odmarzają palce. Podjechał autobus. Skasowali bilety. Było bardzo mało miejsca. Tłok był straszny. Stanęli pod oknem łapiąc się barierki. Bawili się w zabawę "Co widzę za oknem?". Ludzie dziwnie na nich zerkali. Pewnie wyglądali jak jedna z tych głupich zakochanych par. Nie obchodziło to ani jej, ani jego. Nagle autobus szarpnął. Ona poleciała na niego, a on delikatnie złapał ją w pasie. Stali tak patrząc się w pustkę. On jej nie puszczał, a ona nie chciała żeby ją puszczał. Jechali tak w milczeniu. Każde z nich uśmiechało się pod nosem. Tak było przez jakąś chwilę.
-Tu wysiadam.-mruknęła zrezygnowana.-A Ty?
-To nie mój autobus.-uśmiechnął się niewinnie.
-Co? Jesteś niemożliwy. Ile Ty masz lat?
-Dwadzieścia.
-Daj mi  numer do swojej  mamy. Powiem, że znalazłam jej dziecko.
-Ty zaraz też się spóźnisz.
Zobaczyła, że drzwi się zamykają. W chwili gdy pośpiesznie wychodziła. Nathan krzyknął:
-Zaczekaj...
Nie zdążył dokończyć. Już wyszła jednak usłyszała. Odwróciła się na pięcie. Patrząc się na niego.
-...nie mam twojego numeru-dokończył po cichu.
Uśmiechnęła się do niego, pomachała mu i odeszła.
Został sam. Ludzie na niego zerkali. Nie przeszkadzało mu to. Dojedzie na ostatni przystanek i wsiądzie w swój autobus. Nie wiedział dlaczego, ale zbierało mu się na płacz. Nigdy już jej nie zobaczy. Nie ma jej numeru. Wie tylko gdzie się zatrzymała. I co z tego? Mógłby przeszukać cały Londyn. Po co? Wiedział, że jej nie znajdzie. Po policzkach spłynęły mu łzy. Odwrócił głowę w stronę okna. I nagle zdał sobie sprawę, że jest głupcem. Przecież wie, że są sobie przeznaczeni. Poza tym ona ma jego czapkę. Zaśmiał się.